Home » Bez kategorii » 1. Poszukiwacze Czerwonego Rieslinga. Refektarz.

1. Poszukiwacze Czerwonego Rieslinga. Refektarz.

Późnowieczorną ciszę seminaryjnego refektarza przerywały nieskrępowane intymne pojękiwania emitowane przez zasiadającą na bogato rzeźbionym starogdańskim krześle wiekowo i życiowo zaawansowaną niewiastę.

fot. Urban Combing

fot. Urban Combing

Jej twarz skrywał gęsty karminowy woal doczepiony do osadzonej w spiętrzonych trwałą ondulacją tlenionych loków pluszowego różowego toczka korespondującego formą z obcisłą pluszową garsonką w kolorze lila-róż. Siedziała tak przed kilkudaniową kolacją ustawioną na ogromnym hebanowym stole, na którym ułożono elegancki bilecik z napisem „Dla Pani Jeusebii z firmy Les Girls, dyskretnej dobrodziejki, z nadzieją na dalszą współpracę, zadowoleni Życzliwi”.

Kolację podano na wytwornej miśnieńskiej porcelanie. Dania sprowadzono z wyróżnianej przez przewodniki gastronomiczne i krytyków kulinarnych restauracji „Coritto” a o menu zadbał sam szef kuchni. Na jednym z talerzy ułożył skąpaną w cytrynowym maśle grillowaną połówkę langustynki. Na innym zaaranżował kilka smażonych przegrzebków dekorowanych chipsami Culatello. Na kolejnym podał długo gotowaną podhalańską jagnięcinę na jabłecznym musie ze Złotej Renety z pianą z tymianku, opłatkiem z jogurtu i pudrem ze słonecznika, a w przypominającym kielich mszalny srebrnym pucharze – wędzone lody z koziego mleka na chruście z maślanych ciasteczek.

Niewiasta głośno czknęła i stanowczym ruchem odsunęła talerzyk z niedojedzoną kompozycją z pieczonych buraczków akcentowanych pesto z koperku i przekładanych ceviche z miecznika w syropie z kwiatów czarnego bzu. Poprawiła się na krześle, lekko obciągnęła przyciasną pluszową garsonkę i, upewniwszy się, że maleńki różowy toczek z gęstym karminowym woalem wciąż mości się na burzy jej mocno tlenionych loków, nonszalancko sięgnęła po przegrzebki. Dzierżonym w lewej ręce nożem do ryb uniosła woal na wysokość bezpieczną dla wprowadzenia przegrzebka do mocno wyszminkowanych ust. Otoczona kilkoma obfitymi podbródkami żuchwa wykonała kilka ruchów kontrolnych, po czym nagle zatrzymała się, umożliwiwszy oczom podjęcie kilku badawczych ruchów, a centrum dowodzenia mimiką i odruchami darując kilka sekund na reakcję. Ta pojawiła się najpierw na jej pulchnej twarzy. Ściągnięte usta w ułamku sekundy otworzyły się szeroko, po czym z odrazą uwolniły wstępnie przeanalizowany galaretowaty ładunek. Goniony głośnym beknięciem i wstępnie pogryziony przegrzebek wylądował na grzbiecie śpiącego przy stole kota, który, gdy tylko zmiarkował, że trafia mu się szansa na kąsek, podjął nadzwyczajny wrzask, spotęgowany po wielokroć dzięki doskonałym właściwościom akustycznym średniowiecznego refektarza. – Te całe podgrzybki czy jak tam, to chyba maślaki, ble – mruknęła do siebie w złości, sięgając po kieliszek z winem. Gdy opróżniła go do połowy, podniosła wzrok i pozostała na kilka chwil w bezruchu. Zdawało się jej, że z sąsiadującego z refektarzem maleńkiego dormitorium gościnnego De Lux dochodzi wołanie. – Aha, pewnie koniec – pomyślała, odstawiając kieliszek i gramoląc się z wielkiego krzesła. – Pani Anusowa! – niosło się tymczasem po korytarzu, a głos z dormitorium z każdym wołaniem, stawał się coraz bardziej emocjonalny. – Niech dojem! – krzyknęła w końcu lekko podenerwowana niewiasta, przed odejściem od stołu próbując jeszcze miękkiej jak masło jagnięciny.

Zamknąwszy za sobą wielkie drewniane wrota refektarza, przedreptała kilka kroków i dotarła do półotwartych drzwi gościnnego dormitorium, zza których dobiegało niepokojące wołanie. Poprawiwszy toczek i wiśniową torebkę na złotym łańcuszku, nerwowo zapukała w półotwarte drzwi i, nie czekając na odzew, śmiałym krokiem weszła do środka. – Angelino? – pochyliła się w przód i, wytężywszy wzrok, w rozproszonej lekką czerwienią nocnej lampki ciemności pospiesznie namierzyła wołającego, którego głowa wyłaniała się spod leżącego na nim nieruchomo półnagiego mężczyzny. – Co to? Jeszcze nie wyszedł? – zapytała z niepokojem. – Pani Anusowa, niech mnie pani wyciągnie – błagalnym głosem poprosiła wyzierająca spod ciała przerażona postać – nie mogę wyjść! – Jak to? – zdziwiła się Anusowa, podejmując próbę zrzucenia nieruchomego mężczyzny z wątłego ciała Angelino. Mężczyzna okazał się posuniętym w latach starcem, co zrazy zastanowiło Anusową, ale roznegliżowane młode ciało Angelino znacznie silniej skupiało jej uwagę. Zaintrygowana, zaczęła się nawet zastanawiać, czy jest właściwie przygotowana, aby po raczej nieudanej kolacji powetować sobie na polu osobistej satysfakcji. Co chwila wracała jednak wzrokiem do odrzuconego z trudem na bok starca. Chwyciła stojącą na parapecie czerwoną lampkę i przyjrzała się mu bliżej. Gdy tylko snop wątłego światła oświetlił lico mężczyzny, krzyknęła w przerażeniu – Angelino! To jest ksiądz kanonik ojciec dyrektor! Jesteśmy skończeni!

– My czy on? – na poły retorycznie zapytał jasnowłosy Angelino, wykrzywiając usta i unosząc dłoń. Domyśliwszy się intencji Anusowej, postanowił ani o cal nie zmieniać pozycji. Sięgnął po zapalniczkę i zapalił papierosa. Aby wypełnić cichą chwilę, postanowił opowiedzieć, co się wydarzyło. – Nie rozpoznał mnie w ciemności i myślał, że przyszedł do Hermaliny, bo kilka razy wyznał mi uwielbienie do niej, a tfu – splunął Angelino i, zaciągnąwszy się dymem, kontynuował – Gdy w końcu mnie schwycił i zorientował się, że nie jestem Hermaliną, zaczął harczeć i grozić mi, że jeśli to prowokacja niewyżytych sodomitów, to on wszystkich nas załatwi i że zafundowałem mu niezmywalną plamę na honorze. Ja mu zafundowałem, ja! – aferował się Angelino, starając się lepiej wyeksponować części ciała, które uważał za najbardziej w tej chwili istotne – i wtedy chyba padło mu na serce… – Ale przecież Hermalina jest… – przerwała Anusowa, nie wychodząc z osłupienia. – Widocznie jest na tyle uniwersalna, że nie zauważył – Angelino pociągnął nosem i ponownie zaciągnął się dymem, po czym rzucił nieco zdenerwowanym głosem – pozostali się nie skarżyli! Ja jestem dobry, pani Anusowa, ja naprawdę jestem dobry!
– Przecież wiem – odparła kobieta, ściągając usta, mrużąc oczy i zdejmując powoli różowy toczek. Angelino zareagował błyskawicznie, oświadczając – pani się nie krępuje, ja już gaszę!

Anusowa cisnęła niedbale swój toczek, który wylądował na twarzy nieruchomo leżącego mężczyzny i już miała znaleźć się na łożu, gdy maleńką przestrzeń gościnnego dormitorium De Lux przeszył przeraźliwy huk eksplozji ładunku wybuchowego. Stare, niedomknięte po wejściu Anusowej drzwi, w okamgnieniu rozpadły się pod siłą eksplozji, a w kłębach dymu stanął barczysty mężczyzna w czarnym uniformie i wełnianej kominiarce z karabinem w rękach. Kolejnych dwóch rosłych mężczyzn rozświetliło małe wnętrze potężnymi reflektorami. – ABW, wszyscy leżeć – wykrzyknął mężczyzna z bronią, którego białka wyzierających spod kominiarki oczu zdradzały zaawansowany zez rozbieżny. Gdy ustalił, że wszyscy w pomieszczeniu już leżą, dodał energicznie – a pan ukryje przyrodzenie! – Coś takiego! – wykrzyknęła Anusowa, nieco bezwstydnie moszcząc się na Angelino, uznawszy, że wzrok oficera pada na nią i z zastanawiającym jękiem dodała po chwili – to jest mój nos!

Dodaj komentarz