5. Poszukiwacze Czerwonego Rieslinga. Wójt
– Do jasnej cholery, co się tu dzieje! – ryknął kanonik tytularny Wawrzyniec Wieniec Abba-Ojciec, gdy przekroczył próg gabinetu wójta. Nie pukał, ale przecież wszyscy urzędnicy w Domu Gminno-Parafialnym dobrze wiedzieli, że za nic ma sobie pukanie. Ba, w ramach renowacji obiektów „kompleksu parafialnego”, jak Abba-Ojciec nakazał ten obszar nazywać, w każdym biurze zamontowano elektroniczne czujniki z brzęczykiem, których zadaniem było informowanie o nawiedzeniu nieznośnym brzęczeniem, które można było wyłączyć tylko ręcznie.
Cóż z tego, że elektroniczny brzęczyk w gabinecie wójta zwiastował z pełną mocą, skoro sam wójt siedział skrępowany za biurkiem w niemal absolutnych ciemnościach z mocno wytrzeszczonymi oczyma, rozświetlonymi snopem ostrego światła ze stołowej lampy skierowanej prosto w jego twarz. Dopiero gdy wzrok Abba-Ojca przywykł do mroku, prebendarz zauważył, że wójt jest przywiązany do fotela damskimi pończochami, a usta zatyka mu poskręcany materiał z wyzierającą tu i ówdzie koronką, co mogłoby sugerować, że knebel skonstruowano naprędce z damskiego biustonosza. Taki obraz Abba-Ojciec uznał za godny natychmiastowego napiętnowania, więc znacząco mlasnąwszy, ponownie zapiorunował – Co się tu, do cholery, dzieje?
– A bo co? – odezwała się niespodziewanie kobieta w średnim wieku, dotychczas pozostająca w cieniu stołowej lampy. W jednej dłoni trzymała pejcz zakończony kuleczką z gumowymi ćwieczkami, a w drugiej półpełną butelkę wódki, którą, jak prebendarz przypuszczał, nabierała w usta, po czym pluła nią wójtowi w twarz. Pejcz miarowo kołysał się w dłoni kobiety, harmonijnie współgrając z wprawionymi w ostentacyjny ruch biodrami. W powietrzu wisiała nieunikniona konfrontacja, którą Abba-Ojciec bezbłędnie wyczuwał w trzewiach. Podświadomie ufny swojej kreowanej przez wyższą instancję intuicji, podjął zamaszystą gestykulację dłońmi, tak jakby zamierzał odpędzić od siebie złą moc, mocno wykrzywił usta i rzucił w kierunku tajemniczej kobiety – Będziesz jęczeć w karcerze, jędzo! Każę cię zakuć w betonowy kokon! – po czym, mocno poirytowany, sięgnął po smartfon, wybrał krótki numer, przyłożył aparat do ucha i w oczekiwaniu na połączenie wzniósł oczy ku niebu, układając usta w słowa, których figurze jego autoramentu nie przystało wymawiać głośno. Gdy uzyskał połączenie, wykrzyknął – Tu ksiądz kanonik tytularny Wawrzyniec Wieniec! – zakomunikował do słuchawki. Niespodziewanie zastygł w zdziwieniu, ale tylko na małą chwilę, bo w odpowiedzi podjął jeszcze bardziej energiczną rozmowę – Jak to który? – rzucił do słuchawki, spieniwszy się tak intensywnie, że kropelki jego śliny znalazły się na wójcie a nawet i na stojącej w kącie tajemniczej kobiecie z pejczem. – Abba-Ojciec, ty durniu, podawaj mi zaraz nazwisko i numer służbowy! – wrzasnął w słuchawkę i w silnych emocjach cisnął smartfon w kąt. Zanim zdążył się zreflektować, że nie tylko zakończył połączenie, ale też zniszczył aparat, syknął – Już nie pracujesz! – po czym, nerwowo pobłądziwszy oczami po kątach pomieszczenia, skupił wzrok na próbującej oczyścić usta, oczy i policzki z nieproszonej śliny kobiecie.
Opanowawszy gniew, wysilił się na nie zanadto przesadny uśmiech i kilkukrotnie ściągnąwszy kurtuazyjnie usta, z zupełnie nienaganną uprzejmością zwrócił się do już z grubsza oczyszczonej z plwociny tajemniczej kobiety – Byłaby pani uprzejma pożyczyć mi na chwilę swój aparat? – zapytał, pozwalając sobie na lekkie skinienie głową, mające sugerować ukłon. Kobieta odłożyła pejcz na stojące przy niej biurko, sięgnęła do opartej o nie torebki, wyjęła z niej telefon i bez słowa wręczyła go prebendarzowi. Dyskretnie poprawiła tacę z Kanelbullar, szwedzkimi bułeczkami drożdżowo-maślanymi z cynamonem i lukrem, które przywiozła od pokątnej producentki wypieków z magicznymi dodatkami. Magiczny dodatek był w tym przypadku niezmiernie ważny, bo bułeczki miały zmusić wójta do ujawnienia informacji. Tymczasem cierpiący na cukrzycę wójt nie tknął ani jednej. Tę wstrzemięźliwość kobieta uznała za afront wystarczający, aby wdrożyć środki przymusu bezpośredniego.
Skoro nie udało się cynamonowymi bułeczkami usidlić wójta, postanowiła wypróbować je na piorunującym prebendarzu. Chwyciła jedną i uwodzicielsko zmrużyła oczy. Udając, że lekko nagryza, wykreowała na twarzy obraz lubieżnego zadowolenia, które Abba-Ojciec uznał za tak kuszące, że nagle sam zapragnął podobnego uniesienia. Bez zastanowienia także i on sięgnął po cynamonową bułeczkę, podświadomie sądząc, że to właśnie ona zagwarantuje mu osiągniecie satysfakcji. Skoro ta nie nadchodziła, prebendarz sięgnął po kolejną, a potem po jeszcze kilka następnych, które z determinacją umieścił w ustach naraz, oczekując na żądane ziszczenie.
Aby nie tracić czasu, wybrał numer i, uzyskawszy połączenie, oświadczył do słuchawki tonem nieco łagodniejszym niż przed chwilą – Posłać mi dwóch strażników do gabinetu wójta na interwencję z zatrzymaniem i osadzeniem w karcerze! – Tu Abba-Ojciec zawiesił głos, podniósł brwi i szczere zdziwiony odparł do słuchawki – Jak to? Durniu jeden, nie udawaj komendanta! Jak to Gnidda-Wszyc? Ty idioto, przecież miałeś być na akcji „Skryty w wędlinie”!… – wykrzyknął poirytowany i, pozostając w kontakcie wzrokowym z doprowadzającą się na skraj interesującej ekstazy kobietą, dodał pospiesznie – Co za bałwan z tego Coq-Paczesnego, miał być na dziewiętnastą a nie na osiemnastą! Dobra, Wszyc, wyślij na korytarz dyżurnych, niech zaprowadzą tę trójkę do zakrystii i tam niech się przebiorą w przygotowane dla nich stroje, a ty załóż kominiarkę, żeby cię potem nie rozpoznali i staw mi się w gabinecie wójta w rynsztunku – dysponował, miarowo machając palcem i wysłuchawszy jeszcze osobistych pojękiwań komendanta, dodał na koniec – Bałwanie, jak mogłeś dopuścić do takiego zatrzaśnięcia! I jeszcze doprowadziłeś do zniszczeń w naskórnym okablowaniu podsłuchowym! No ale dobrze, zdejmę ci te kleszcze, ale pamiętaj, żeby wziąć ze sobą dwóch, bo będziesz miał tu rutynową interwencję!
Zakończywszy połączenie, Abba-Ojciec z dziękczynnym uśmiechem i lekkim skinieniem głowy oddał telefon kobiecie, która, podejrzewając intrygę, oświadczyła nonszalancko – Mam immunitet! – Tak? – Abba-Ojciec udał zdziwienie, mocno przeciągając samogłoskę. Ruchem ręki oddelegował asystujących mu dwóch ministrantów do drzwi, które ci błyskawicznie zablokowali. Sam zaś pochylił się ku kobiecie i, przyjrzawszy się jej bliżej, stwierdził rzeczywisty brak biustonosza. Ta postanowiła się w końcu przedstawić – Hiltraud Knur-Chlewik, posłanka na Sejm z Ramienia Ocalenia Polski przed Ateizmem, w skrócie ROPA, żeby się panu nie wydawało! – odezwała się dziarsko ze świadomością siły ruchu, który reprezentuje. – A pani niech się nie wydaje, że jestem tylko panem, bo poza tym jestem też ojcem, Abbą-Ojcem! – odparł kanonik, sięgając pod ornat, skąd dobył swój teleskopowy paralizator. – Mam immunitet! – powtórzyła posłanka, choć, gdy bliżej poczuła nieświeży oddech prebendarza, nieco spuściła z tonu. – Dla mnie co najwyżej ma pani butelkę! – złowieszczo zaśmiał się Abba-Ojciec, ukazując nietani garnitur uzębienia i sporą aftę na górnym dziąśle. – A nie, bo już tylko pół – odparła posłanka i, wskazała butelką na wójta. – Prowadzę tutaj akcję społeczną w zakresie prewencji przemocy mężczyzn wobec kobiet – objaśniła, wagę problemu podkreślając mocno ściągniętymi ustami. – Jest chyba na odwrót – zauważył Abba-Ojciec, uruchamiając paralizator. – Pan wójt odmówił wskazania mi zamieszkujących w jego gminie mężów bijących żony, a zatem odmówił mi dostępu do informacji publicznej, do której mam konstytucyjne prawo jako posłanka, więc zmuszona byłam go przymusić – oświadczyła Hiltraud Knur-Chlewik.
Na potwierdzenie swoich uprawnień energicznie siekła pejczem w podłogę, wzniecając przed oczami Abba-Ojca tuman kurzu. Ten nie pozostał jej dłużny i wyemitował ze swojego paralizatora kilka wiązek elektrycznych, z których pierwsze rzuciły posłankę na posadzkę, a następne rozszczepiły jej złoty łańcuszek, kolię i bransolety. Abba-Ojcec błyskawicznie przełączył sprzęt na tryb magnesowy i przysposobił precjoza, korzystając z nagłego zamętu, jaki uczyniła przy drzwiach dwójka strażników gminnych, torując drogę trzymającemu się za krocze komendantowi.
Zakuć ją w betonowy kokon i posadzić w karcerze z posągami nawróconych ekshibicjonistów! – zadysponował przytomnie Abba-Ojciec i nawet nie czekając na potwierdzenie dyspozycji, błyskawicznie zabrał się za mocno napuchnięte źródło cierpienia komendanta. Ten błagalnym wzrokiem wyzierającym z otworów kominiarki prosił o jak najszybszą interwencję i ostateczne uwolnienie jego intymnej opuchlizny od szczęk Anusowej. – Ręce w bok! – rozkazał prebendarz i wycelował w nabrzmiałe krocze komendanta teleskopowy paralizator. Wiązka elektromagnetyczna była tak silna, że porażony nią komendant najpierw szpetnie zaklął, potem upadł, a wreszcie wygramolił się na kolana i, uwolniony od uścisku protezy, skierował rozbiegające się na bok oczy na kanonika, sprawiając wrażenie jednoczesnego wpatrywania się w dwa przeciwległe kąty, po czym spierzchniętymi usty wyszeptał – Mój Boże!
– Dziękuję – odparł kanonik, składając swój teleskopowy sprzęt. – Choć to adres nieco na wyrost, bo jestem zwykłym sługą pańskim, tylko tyle i aż tyle! – dodał, obserwując podaną mu na patenie przez jednego z ministrantów ściśniętą mocnymi sprężynami sztuczną szczękę. – Anusowa miała gest, takie drogie sprężyny! – z uznaniem pokiwał głową kanonik. – No nie wiem – powątpiewał komendant, z lekka rozcierając krocze i pojękując przy każdym ruchu. – Ty nie masz nic wiedzieć, ty masz tylko wykonywać – odparł Abba-Ojciec i. wymierzając w komendanta palec, zaordynował – tylko tyle i aż tyle! A teraz doprowadź mi wójta do używalności i ściągnij tu tę całą Anusową.
Tymczasem schwycona wpół i niesiona przez dwóch strażników Hitraud Knur-Chlewik energicznie zmierzała ku wyjściu. – Mam immunitet! – powtarzała bezskutecznie, a gdy zdała sobie sprawę, że za chwilę opuści pomieszczenie i rzeczywiście może zostać internowana w bliżej nieznanym karcerze, podjęła szereg bardziej wymownych okrzyków – Mam znajomości w kurii a moja partnerka pracuje w Stolicy Apostolskiej! – krzyczała zdeterminowana, ostatecznie decydując się na ton patriotyczny – ROPA was zniszczy! – Ten okrzyk zwrócił w końcu uwagę Abba-Ojca. Ściągnął mocniej usta i badawczym ruchem omiótł językiem zęby oraz podniebienie. Trafiwszy na tkwiącą na górnym dziąśle aftę, zamarł na chwilę w bezruchu, a uznawszy, że złośliwy wyprysk pękł, o czym świadczyła rozchodząca się po podniebieniu zawartość, uradował się w duchu, pozwalając sobie na jedyny skierowany do posłanki komentarz – Akurat!
Komendant podniósł się wreszcie z kolan i przystąpił do uwalniania wójta z więzów. Gdy zauważył, że zamiast spodziewanych sznurów i knebli rozplątuje drogie damskie pończochy i całkiem ekskluzywny biustonosz, zapragnął zachować dla siebie i jedno, i drugie. Korzystając z chwilowej nieuwagi zajętego analizowaniem stanu swojego przyzębia Abba-Ojca, lekko odchylił spodnie i upchnął w nich zdobycze, deponując je w mocno przylegających do ciała akrylowych slipach. Gdy fiszbina osiągnęła przycięty wcześniej uściskiem protezy obszar krytyczny, pozwolił sobie na stłumiony jęk. Zdawał sobie sprawę, że kończy mu się miejsce w slipach, ale potrzeba upchnięcia zwisającej jeszcze przy spodniach samonośnej pończochy była tak wielka, że okiełznał ból i dopchnął ją kilkoma zdecydowanymi ruchami do samego dna.
Pochylił się nad wójtem, ale zanim ostatecznie wyswobodził go z więzów, zamarł na chwilę i wytrzeszczył oczy, co wbiło przerażonego wójta w fotel jeszcze bardziej. Oto ku własnemu zaskoczeniu komendant poczuł niespodziewanie, że właśnie dyskontuje krótkotrwały błogostan, w jaki, do czego doszedł po chwili odprężenia, najwidoczniej wprawiły go skarby deponowane wokół jego klejnotów osobistych. Dopiero wtedy poczuł niepozwalający się okiełznać głód. Cynamonowe bułeczki stały w jego zasięgu, więc postanowił natychmiast jedną zjeść. Zasmakowała mu, więc dwie kolejne pochłonął na miejscu, a cztery następne wepchnął w wolną jeszcze tylną przestrzeń swojej akrylowej bielizny.
Oswobodzony w więzów wójt poczuł silne pragnienie jedności z wybawcami. Skoro oni zjedli tyle bułeczek, także i on sięgnął po kilka i wbrew zakazowi lekarskiemu, jadł je w poczuciu solidarności, zwłaszcza że prebendarz znowu sięgnął po jedną, uznawszy, że wysoka zawartość cynamonu mogła przyczynić się do pęknięcia jego afty. – Muszę zmienić smak w ustach – tłumaczył się, roztaczając wokół odory, które poświadczały, że nie zmyśla. – A teraz słuchajcie – oświadczył po chwili, rozdrabniając cynamonową treść w ustach. – Anusowa i ten chłopiec łyknęli i będą gotowi do współpracy, więc wyślemy ich śladem skrywanych przez ojca dyrektora źródeł, a Coq-Paczesny będzie nam na bieżąco relacjonował sytuację. – Nie obawia się Abba-Ojciec jego demencji? – zaniepokoił się wójt. – Ależ wprost przeciwnie! – wykrzyknął prebendarz. – Na pewno już zapomniał, jaka to misja, więc nikomu się nie wygada. Wy też oficjalnie wszystko macie zapomnieć! – Ja dla takiej figury jak Abba-Ojciec gotów jestem zapomnieć, jak się nazywam! – oświadczył wójt. – A ja, jaki moja karta ma PIN – dodał komendant Straży Gminnej, czym wywołał na twarzy prebendarza towarzyszący głębszej refleksji grymas. – Lepiej popraw kominiarkę, żeby cię nie rozpoznali – odparł chłodno, po czym bulwersująco nieelegancko odkaszlnął i czknął.
W jednej chwili wszyscy trzej spojrzeli po sobie, zamierając w milczeniu. Blednąc na twarzy, bez słowa komentarza schwycili się za brzuchy, które wszystkie naraz jęły złowieszczo rezonować. Miny mieli nietęgie, zwłaszcza że ich uszu dobiegł sarkastyczny chichot osadzonej w karcerze posłanki.
Cynamonowe bułeczki posłanki miały działanie:
- przeczyszczające (25% głosów)
- erogenne (75% głosów)
- narkotyczne (0% głosów)

Cynamonowe bułeczki – Kanelbullar
Na ciasto:
3 szklanki mąki
ćwierć kostki drożdży
1 szklanka mleka
pół kostki masła
3 łyżki cukru
szczypta soli
Na masę cynamonową:
pół kostki masła
5 łyżek cukru
2 łyżki cynamonu
Przygotowanie:
W ciepłym mleku rozpuścić drożdże, wmieszać część mąki, następnie roztopione masło, cukier i sól. Stopniowo dodawać mąki i wyrabiać ciasto aż zacznie odchodzić od miski. Z ciasta uformować kulę i odstawić do wyrośnięcia na godzinę, aż podwoi objętość. Z wymieszanego z cukrem i cynamonem masła przygotować masę, którą rozsmarować na rozwałkowanym płacie ciasta. Przesmarowane, zwinąć w rulon i pokroić na kawałki grubości palca tak. Otrzymane ślimaczki ułożyć na natłuszczonej masłem blasze, posmarować rozkłóconym jajkiem i po wyrośnięciu piec w temperaturze 200ºC przez ok. 10 minut. Udekorować cukrem pudrem, lukrem lub polewą.